
Podczas gdy niektórzy już podejmują wysiłki mające na celu odchudzeniu naszych portfeli, łącząc kilka kart płatniczych w jedną, inni w planach mają dodawanie nam kolejnych plastikowych nośników środków. Początkowo mówiło się, że Google ma zamiar wprowadzić właśnie kartę będącą nośnikiem danych kilku innych. Gigant z Redmond zaproponował jednak coś innego.
Póki co usługa dostępna jest tylko w Stanach Zjednoczonych. Mechanizm jest prosty, a szlak przetarty: na wzór paru innych marek w tej branży Google wydał do swojej elektronicznej portmonetki Google Wallet kartę płatniczą MasterCard. Wielki operator gwarantuje funkcjonalność plastiku na całym świecie. Jest to zatem dodatkowa karta do dodatkowego konta. Dodatkowo Google Wallet wbrew oczekiwaniom nie zrewolucjonizowało rynku, nie ukradło nagle wszystkich klientów PayPal (które, swoją drogą, również wydaje do kont karty). Zupełną paranoją natomiast będzie sytuacja, w której, zamiast doładowywać wirtualne konto, sparujemy je z kontem bankowym tak, by w razie płatności samo pobierało środki z rachunku. Ta funkcja, bardzo przydatna przy zakupach online, jest przy nowych możliwościach w PayPal i Google zupełnie bez sensu. Byłoby to wydawanie karty do… tak, już istniejącej karty.
Swoją drogą, PayPal mógłby być dobrą lekcją dla Google Wallet. Dużo się mówi o tym, jak największy pośrednik płatności online zarabia krocie na zawyżanych kursach walut dzięki pozycji pioniera w serwisie eBay. Portfel od Google na pewno zapunktowałby u internautów, proponując klarowne – i co najważniejsze: konkurencyjne – zasady przelicznika walut.
Cały czas czekamy na przybycie Google Wallet Card do Polski. Teoretycznie na Google Wallet też, choć można się bezproblemowo zarejestrować i korzystać z niej podczas zakupów w sieci. Jednak nad Wisłą nie uruchomiono wszystkich funkcjonalności Google Wallet, gdyż nie został jeszcze u nas, cytując komunkat ze strony, “certyfikowany”. Trwa odwrót już nie tylko od pieniędzy, ale i od kart płatniczych na rzecz płatności mobilnych. Stąd Google Wallet Card może okazać się nieco spóźnioną ofertą. Gdy (lub jeśli) usługa dotrze do Polski, elektroniczny moloch z Redmond może potrzebować dodatkowego asa w rękawie.
Tego to nie słyszałem że karta od google?
No ale cóż może być ciekawie.