
Trudno wyobrazić sobie sytuację, by wszyscy Polacy padli łupem cyberprzestępców, którzy wykradają ich numery kart kredytowych. Taka katastrofa zdarzyła się Stanach Zjednoczonych. Co prawda zaludnienie USA jest osiem razy większe niż to Polski, ale skala problemu pozostaje ta sama. 40 milionów Amerykanów okradziono danych kart kredytowych.
Hackerzy mieli dostęp przez kilka tygodni dostęp do systemu przetwarzania transakcji sieci handlowej Target. W czasie zakupów przedświątecznych system był dużo bardziej obciążony, przestępcy natomiast z tego samego powodu uzyskali dostęp do większej ilości danych kart. Jest to porównywane do wycieków danych sprzed sześciu i czterech lat, kiedy ofiarą padło odpowiednio 90 i 130 milionów numerów kart kredytowych.
Specjaliści wskazują, że Amerykanie sami się o to prosili. Wbrew temu, co można by było pomyśleć, ta kradzież danych wcale nie była spowodowana kartami zbliżeniowymi. Karty za oceanem cały czas w znakomitej większości nie są oparte na elektronicznych chipach, a kartach wyposażonych w paski magnetyczne, z których dane dużo łatwiej sczytać. Dodatkowo zostały one wykradzione na chwilę przed tak zwanym „Black Friday””, czyli okresem przedświątecznych wyprzedaży w Stanach Zjednoczonych. Po przypadającej po amerykańskim Święcie Dziękczynienia eksplozji promocji, przecen i wyprzedaży, łup w postaci danych klientów banków musiał być olbrzymi. Szczególnie, że w USA szaleństwo zakupów traci wymiar metaforyczny: wszystkim dosłownie odejmuje na od kilkunastu do kilkudziesięciu godzin rozum, w pogoni za najniższymi cenami i najlepszymi prezentami. Prezentami zakupionymi nie tylko przez obywateli Stanów Zjednoczonych, bo równie dobrze zakupy mogli robić goście z innych krajów. W tym wypadku złodzieje mogli się dodatkowo obrobić (i skuteczniej ukryć) na wymianie walut.
Od tego momentu do około połowy grudnia hackerzy grabili w najlepsze, wchodząc w posiadanie danych około 40 milionów kart kredytowych. Ile zdążyli narobić szkód – nie wiadomo. Szczęściem klientów wiadomość w miarę szybko przedostała się do opinii publicznej, duża część z nich zdążyła więc zapewne zablokować karty i zabezpieczyć tym samym swoje środki. Wydawałoby się, że przeciwko podobnemu wyciekowi danych nie ma skutecznej ochrony. Może i tak, ale systematycznie sprawdzając stan konta i historię transakcji, możemy zaobserwować wszelkie podejrzane zmiany, co przy odrobinie szczęścia pozwoli zareagować odpowiednio wcześnie.